Do niedawna bardzo zastanawiało mnie, dlaczego to właśnie Bruksela została wybrana na stolicę Unii Europejskiej? Myślę, że już w tej chwili znam odpowiedź, a przynajmniej znam moje subiektywne odczucia wobec tego faktu. Widzę dwa powody:
1. Historyczno–polityczno–geograficzny
2. Społeczno–infrastrukturalny
Pierwszy jest ciekawy. Belgia to kraj absolutnie bez własnej tożsamości narodowej, od zarania dziejów tereny te przechodziły z rąk do rąk. Raz była tam Francja, raz Prusy, raz Austria, raz Holandia itp. itd. Belgia pierwszy raz na mapie pojawiła się dopiero w 1830 roku pozostając państwem „neutralnym” aż do zakończenia II Wojny Światowej. W czasie obu wojen tereny te były przejmowane przez Niemcy. Dopiero po zakończeniu drugiej wojny Belgia stała się członkiem NATO. Kraj pozostaje jednak nadal pod nadzorem otaczających go mocarstw, czyli Niemiec i Francji, wspomaganych przez Holandię. Tak dziwnie się złożyło, że oba kraje są rozdającymi karty w całej Unii Europejskiej. Przypadek? Dodatkowo stolica Belgii, czyli Bruksela, jest miastem podzielonym wewnętrznie na ludność francuskojęzyczną i niderlandzkojęzyczną z okrasą języka niemieckiego. Sama Belgia jest również podzielona na dwie mocne strefy wpływów: północą Flandrię z wpływami holendersko-niemieckimi i południową Walonię z wpływem francuskim.
Jak się porozmawia z ludźmi mieszkającymi w obu landach, okazuje się, że jedni chętnie przyłączyliby się do Holandii, drudzy do Francji. Różnica zaznacza się do tego stopnia, że na północnej części obwodnicy Brukseli drogowskazy wskazują na Brussel, a na południowej już Bruxelles. Sami Belgowie śmieją się, że w przypadku podziału kraju byłaby raczej walka o to, kto NIE otrzyma w spadku Brukseli.
W okolicy Liege, a konkretnie w okolicach miejscowości Landen, w rozmowie dowiedziałem się, że jedna część wsi mówi po niderlandzku (lub jak się określa dialekt belgijski: po flamandzku), a druga po francusku, bo właśnie tam przebiega granica. Mieszkańcy wsi są podzieleni na dwie równorzędne mikrospołeczności, które wzajemnie się zwalczają, a gdy już muszą się pomiędzy sobą porozumieć, często w tym celu używają języka… angielskiego! Żeby było śmieszniej w owej wiosce obowiązują dwa różne ziemskie systemy podatkowe – flandryjski i waloński! Jedni płacą więcej od drugich tylko dlatego, że mieszkają 1 km dalej na południe w tej samej miejscowości. Ciekawi mnie, jak wybierany jest „sołtys” owej wsi? Na zasadzie liczebnej przewagi ludności danej grupy etnicznej?
Podzielona Belgia i jeszcze bardziej podzielona Bruksela jest naturalnym i neutralnym wyborem pomiędzy wpływami dwóch głównych rozdających karty w Unii Europejskiej. Typowa wielka polityka. Napoleon chciał podbić Europę i ustanowić stolicę w Paryżu bądź w Marsylii, Hitler chciał podbić Europę i ustanowić stolicę w Berlinie. No, to mamy teraz koalicję w podboju Europy przez oba mocarstwa i stolicę w leżącej geograficznie również pomiędzy – Brukseli (Brussels, Bruxelles, Brussel).
Drugi powód wynika raczej z moich obserwacji tego, jak wygląda życie w Brukseli. Muszę powiedzieć, że gdybym sam miał wybrać stolicę Unii Europejskiej, bez względu na zależności polityczno-geograficzne, to Bruksela byłaby moim pierwszym wyborem. Byłem w stolicach wielu państw Europejskich i z przykrością muszę przyznać, że takiego kiczu i braku organizacji nie widziałem jeszcze nigdzie! Jest to miasto, w którym nie wiadomo, jak żyć. Miasto absurdów urzędniczych i kilometrowych korków (jakiś czas temu widziałem ranking, że jest to jedno z najbardziej zakorkowanych miast Europy, gdzie średnia prędkość poruszania się wynosi 13 km/h; przepraszam, że nie jestem w stanie go teraz odnaleźć i przytoczyć). Jak już mowa o absurdach i drogach, to przytoczę, że tylko tam widziałem dwa pasy do jednoczesnej jazdy na wprost i skrętu w lewo (użyjcie wyobraźni). Taki absurdalny obraz Brukseli idealnie komponuje się z działalnością całej Unii - nic dodać, nic ująć. Unia Europejska w pigułce.
Trzeba też nadmienić, że w Brukseli panuje prawdziwe multikulti. Tworzą się dzielnice mniejszości chrześcijańskich itp A tak na poważnie to - jak do tej pory - odnalazłem dzielnice muzułmańskie, afrykańską, china-town, japońską i dzielnicę… polską. Jak na złość nie mogę znaleźć dzielnicy belgijskiej… choć bardzo szukam. Podczas kilku moich ostatnich podróży do Brukseli nocowałem w dzielnicy Molenbeek, a nawet niemal w jego sercu, bo przy Leopold II straat. Wieczorem strach było wyjść na ulicę – na każdym rogu stoi trzech „ciapatych”, w tym jeden z maczetą. Na ulicy Leopolda II i wokół ciężko znaleźć normalny sklep oprócz tak zwanych „night shopów”, gdzie piwo na półce kosztuje 1,20 Euro, a z lodówki 2,40 (w niektórych jest tylko ta druga cena). Jeśli chcemy coś zjeść, mamy do wyboru kebab, kebab, no i jeszcze kebab, ah i zapomniałbym o kebabie. Na jednym z rogów zauważyłem ku mojemu zdziwieniu pizzerię – niestety już opuszczoną…
Po zamachach w Paryżu i możliwym trzonie zamachów pochodzących właśnie z tamtego regionu absolutnie odmówiłem nocowania w hotelu w Molenbeeku. Zatrzymałem się w Vilvoorde tuż nad Brukselą. Idąc ulicą kilkadziesiąt metrów od samochodu do miejsca pobytu spotkałem pięciu ludzi, w tym pięciu „ciapatych”. Z deszczu pod rynnę? Tych, którzy boją się przyjmowania syryjskich imigrantów z uwagi na islamizację Europy, pragnę uspokoić – już za późno.
W samej Brukseli po zamachach nie zmieniło się wiele. Czuć było napięcie na ulicach, ludzie jacyś przestraszeni (albo dałem się ponieść i sobie to wmówiłem). Generalnie w ramach 4. stopnia zagrożenia terrorystycznego na ulicach zauważyłem tylko większe korki z okazji zamknięcia metra. Patroli wojska i policji specjalnie nie było. Byli tylko żołnierze w pełnym ekwipunku kręcący się wokół Europarlamentu, co raczej jest tam standardem. Polak mieszkający w Brukseli opowiadał, że w ciągu dnia trochę się tych wojskowych więcej kręci w okolicach Grand Place, a oprócz tego żyje się normalnie. Wie tylko, że w ramach paniki dużo ludzi wykorzystało na ten czas zaległe urlopy w pracy. Wieczorem owe patrole wojska i policji znikają nawet z centrum. Czyżby nawet oni bali się ciemności?
Dzisiejsze nowinki głoszą, że w Paryżu w ramach poprawności politycznej nie stanie choinka pod katedrą Notre Dame. Czy Bruksela pójdzie tym torem?
Na koniec dwa zdjęcia. Jedno przedstawia typowy poranek w Molenbeeku, drugie naszą dumę narodową.