Dzisiaj zwiedzaliśmy kościółki w regionie Maramuresz. Szczerze, wystarczy zobaczyć dwa, trzy, więcej nie trzeba bo wszystkie są bardzo podobne. Koniecznie trzeba poprosić o klucz i wejść do środka, bo są ładne malunki na ścianach i suficie, pięknie zachowane mimo że upłynęły setki lat. Bo w kościółkach jest chłodno i mroczno. Ludzie są bardzo mili, jak widzą że kręcimy się koło kościółka, to ktoś podejdzie, spyta się czy chcemy wejść do środka (oczywiście na migi, bo po wszyscy mówią tylko po rumuńsku, próbowałem po angielsku, rosyjsku, inni uczestnicy wycieczki po francusku, włosku, niemiecku, bez skutku). Przy okazji wyszło, że jako grupa mówimy dziewięcioma językami. Ale to i tak na nic w rumuńskich wioskach. Za to na migi działa świetnie.
Jadąc przez wsie polowaliśmy na baby, czyli stuletnie kobiety(może maja mniej, ale wyglądają na stówę), które są zawsze grube i mają bardzo krzywe nogi, i jeszcze noszą takie zielone spódnice na gumkę, które jeszcze bardziej pogrubiają. Parę nam się udało upolować (aparatem), ale nie mogę przegrać na laptopa bo Szajsung nie przewidział takiego portu. Już nigdy nie kupię laptopa Szajsunga, wszystko się popsuło. Największe wrażenie zrobiła na mnie jedna stuletnia baba, maleńka, która niosła wór z ziemniakami. Był przygięta prawie do samej ziemi. Siwiuteńka. Od razu skojarzyło mi się, że taka przyszłość czeka nas wszystkich na stare lata, po tym jak minister Sami Wiecie Który okradnie nas s pieniędzy na emerytury i wrzuci je do piramidy finansowej zwanej ZUS. Ja bym go pogonił pod maramureszańską górę z workiem kartofli, w temperaturze 30 stopni, ubranego w czarny sweter i zieloną spódnicę. Ale mamy demokrację i Polacy wybrali to mają.
Zatrzymaliśmy się w górach w niesamowitym miejscu, gdzie jest strumień i staw z pstrągami. Siedzi się na pomoście, pstrągi pływają poniżej i można sobie je zamówić. Można z mamałygą, ale lepsze są z pieczonymi plasterkami ziemniaków. Już dawno nie jadłem tylu dobrych pstrągów, i ot nie z hodowli, tylko prawdziwych, górskich.
Czas na kilka zdjęć, porządek losowy:
1. Pstrąg po drodze z Brasov do Bukowiny, nad brzegiem górksiego jeziora z niesamowicie zieloną wodą. Nad nami pstrągi jedli hell angels z Węgier, chyba jest ich tutaj sporo, bo kelnerka przywitała na s słowami juno podkiwano. Od razu mi się przypomiał kabaret z Laskowikiem, Ege szege, dre czokolo, masajo, buroki …. czy jakoś tak. Pstrąg, no po prostu orgazm kulinarny.
2. Jako były bankier nie mogłem sobie odmówić zdjęcia na tle Banca Transilvania. Wiadomo, że w Europie większość bankierów to zombie, trzymane przy życiu drukiem pieniądza przez EBC. Ale w Rumunii są banki … wampirze.
3. Jeszcze reminiscencja z Bukaresztu czyli szisza. Paliłem w Doha, Istambule, Warszawie, Bukareszcie. Najlepsza jest w Turcji.
4. A to już Bukowina i piękne malowane klasztory, sprzed 500 lat. W środku pięknie zachowane malowidła, droga krzyżowa, apostołowie. Naprawdę warto.
5. Poniżej kolejny malowany klasztor widoczny z góry. Mniszki czytały książki, pieliły ogródki, wszystkie ubrane na czarno mimo upału. A jak tutaj musi być w lipcu, skoro w maju jest 30 stopni.
6. I jeszcze powrót do Brasov, w Transylwanii. Piękny rynek. Ale na zdjęciu poniżej dowód że Rumunia jest tańszym krajem niż Polska, bo parkowanie kosztuje mniej (kurs wymiany lei- złoty to mniej więcej 1:1)
7. I znowu Maramuresz, najciekawszy z kościółków. Najwyższa na świecie drewniana wieża o wysokości 72 metrów. Niestety na zdjęciu trochę obcięta.
8. I ostatnie zdjęcie, wesoły, niebieski cmentarz. Rzecz unikalna, bo na każdym grobie jest śmieszna historia o życiu zmarłego (po rumuńsku), oraz malunek. Malunek prezentuje albo jego życie (nauczycielka,drwal, mechanik) albo jak zginął (wypadek samochodowy, utonięcie). No to teraz zagadka, o czym mówią malunki nagrobne poniżej.
www.rybinski.eu