Prawne starania opozycji ogniskują się od miesiąca wokół chęci odsunięcia od władzy prezydenta i pro-prezydenckiego rządu. W pierwszym przypadku konstytucja ukraińska przewiduje, że finałem bardzo skomplikowanej, parlamentarnej procedury odwoływania Janukowycza byłoby opowiedzenie się za tym ¾ deputowanych do Rady Najwyższej. Przy liczbie mandatów, które dzierży Partia Regionów, nie wydaje się to możliwe. Kolejny postulat opozycji - dymisja rządu - również jawi się jako nierealny. Jedna z prób - wotum nieufności parlamentu - została już jakiś czas temu podjęta, a jej skutek okazał się mizerny, demobilizując po raz pierwszy ukraińską rebelię społeczną. Mykołę Azarowa mógłby odwołać sam Janukowycz, ale to, mimo propagandowego znaczenia, wiązałoby się z ryzykiem uniezależnienia się nowego premiera.
Problemem społeczeństwa ukraińskiego jest dziś olbrzymia różnica horyzontów czasowych działań prezydenta i opozycji, wykluczająca kompromis i działanie nie w oderwaniu od potrzeb przeciętnego obywatela. Janukowycz koncentruje się w pierwszej kolejności na reelekcji w 2015 roku, zapewniającej mu przede wszystkim bezpieczeństwo osobiste. Zdaje sobie sprawę z tego, że w przypadku porażki w odbywających się za ponad rok wyborach prezydenckich, mógłby po prostu zamienić się z Julią Tymoszenko miejscami. Związana z perspektywą alternacji władzy obawa obozu rządzącego jest kolejnym aspektem, który źle świadczy o jakości systemu i stanie kultury politycznej naszych sąsiadów oraz każe bez większej nadziei patrzeć w najbliższą przyszłość. Zupełnie inne i bardziej długofalowe priorytety ma opozycja. Zniknięcie z przestrzeni publicznej prezydenta i popierającego go rządu oraz zbliżenie z Unią to jedynie narzędzia do zdobycia władzy. Jaceniuk, Tiahnybok i wspomniany Kliczko walczą dziś nie tylko wspólnie o „europeizację” Ukrainy, ale też, przede wszystkim, ze sobą o wpływy na scenie politycznej na następnych kilka lat. Majdan ma w pamięci rozpad obozu pomarańczowej rewolucji i kompletny chaos programowy ówczesnych partii antyprezydenckich. Obawy związane z wątpliwością w jedność, wspólnotę celów i umiejętność efektywnego rządzenia przez obecną opozycję wydają się uzasadnione.
Na niekorzyść tłumu protestującego od miesiąca na Majdanie przemawia wreszcie to, że Władimir Putin z zasady nie popełnia błędów, rozstrzygając tak strategiczne kwestie. Rosja używa wobec Ukrainy uniwersalnego narzędzia, którym od lat raczy swoich postsocjalistycznych podopiecznych. Gra na rozłam ukraińskiego społeczeństwa, pogłębiając istniejące tam już podziały socjopolityczne i wykorzystując to do dalszego uzależniania od siebie niejednogłośnie mówiącego kraju. Andriej Iłarionow - były doradca Władimira Putina - zwrócił uwagę na to, że rosyjskie media bardzo mocno zaczęły akcentować ostatnio takie zwroty, jak np. „rozpad Ukrainy”. Sam Dmitrij Miedwiediew mówił też niedawno o „tektonicznym pęknięciu” swoich sąsiadów. Podobne mechanizmy widoczne były w przypadku Gruzji. Można, z odpowiednią proporcją, dopatrzeć się ich także w Polsce, zwracając uwagę na podsycanie przez Rosjan atmosfery wzajemnych oskarżeń, którą do dziś czuć w naszym kraju po katastrofie smoleńskiej.
Niemal niespotykane w Europie konstytucyjne umocowanie pozycji Janukowycza, fasadowe poparcie ze strony Unii Europejskiej, niezłomność Putina w realizowaniu swoich żelaznych interesów oraz brak realnej oferty politycznej opozycji - wszystko to sprawia, że na najbliższe kluczowe rozstrzygnięcia na Ukrainie będziemy musieli prawdopodobnie czekać do kolejnych wyborów prezydenckich. Wbrew temu, co starają się nam pokazać media, niewiele jest dziś przesłanek, by sądzić, że Janukowycz łatwo odda tak żmudnie zdobytą i wzmocnioną władzę.
Michał Tkaczyszyn
Przypominam,że od chińczyków jeszcze przywiózł coś około 10 miliardów ... a co do zmiany "rządu" jakby cała opozycja złożyła mandaty to też by były przedterminowe wybory ... ale co tam ... :D